Galeria Poezji Anny Grzegorczyk
Modlitwa jest taki ptak, Panie Boże, który się palił mocno w samozagładzie uparty dumny jak rzeka odważny jak twoje rzeki wiem, że go spotykasz tak jak mnie słyszysz - wstaw się za nim przeprowadź go przez ten niepokój bezpiecznie i szanse mu daj bo już wie, co najważniejsze odmień mu twarz jego z serca płynącą tkliwą radością bo już czuje drugi mur brzeg drogi moze go bardziej kocham niż Ty Samotność cichy obłęd gasnące światło od ciebie jeszcze osłania jeszcze łzami za tobą okopuję się w dniach nadziei coraz mniej że będziesz xxxxx a ty gdzie za kim chodzisz kogo czekasz nie widzisz mnie zza żadnego wschodu słońca czas mnie zabiera odpływam jak rzeka dałeś mi swiatło napełniłeś mnie sensem rozswietliłeś oczy twarz nie poznawałam rano tej pieknej swietlistej kobiety w lustrze od twoich słów rosly mi skrzydła napełniłeś mnie wiarą nadzieją Myśl o mnie utonę we śnie czy w świadomości tej samościowej podłej świadomości umierania i nic nikogo komu można by zostawić kartkę list odwagę że się żyło było mimo tego nawału spragnionych dni odchodzę naprawdę to się dzieje słabo ciepło pusto lekko już żadnych słów nigdzie w żadną pustkę przyjdę nowa tyle pięknych słów poszło na wiatr kto ich używa teraz zamiast chleba potrzebne mi były tak do życia jak ty Litania szukam Cię w niezastąpionych szukam jak niewidomy głuchy i słaby jak Boga na drodze miejsca z kapliczką. patrzę jak znikasz coraz bliżej odchodzisz przyrównuję siebie do drzew do gołębia bez pary do topoli niech nie usnę jeszcze tej nocy bez świtu na twarzy Rano dziś otworzyłam okno szeroko na słońce powietrze cichy deszcz trawa pachnie szumią obłoki... i musiałam się oprzeć mocno bo wyfrunęłabym do ciebie nie napinaj mnie jak boli światło w oku tak boli mnie od ciebie spokój |
xxxxx księżyc świeci jak wariat czysty daleki bez informacji o nas czysta fantasmagoria samotnych romantyków odgarniam włosy z twojego czola kiedy śpisz w ciszy usmiechnięta za tobą chodzę mam kilka cisz dla ciebie najłagodniejsza z koszyka z miodem i orzechami nie zmuszam cię do niczego kuleczką nadzieii jestem xxxxx ja chcę ugryźć twojej ciszy zbliżyć się do Ciebie na krzyk ten jedyny unieść Cię ramionami jak ostatnim ratunkiem wejść w światło twoich oczu uśpić serdecznie samym sercem co dzień rano być w miejscu gdzie Ty otwierasz oczy uczysz mnie fruwać na brzegu nocy stoję za tobą jak ptak senny xxxxx Noc jest jak opatrunek. W nocy niebo jest większe. Księżyc jak podarunek w ręce od lodu zimniejsze. Można ruszyć pokojem, w górę wolno popłynąć i nikogo nie spotkać, i nikogo nie minąć. Spokój, cisza najświętsza. Powietrze wolne od rzeczy. Serce staje się lżejsze. Czas się w kącie powiesił. Pokój jest świetlną klatką, z pasażerem zmęczonym, widmem z oczami w spadku po wierzeniach chybionych. xxxxx łagodnie do mnie mów bez słów jak rzeka wiatr w wiklinie zamotany szkoda czasu sam widzisz jaki cud trzyma nad nami obłok pozłacany jak baldachim jak z mchu ułożone biało-zielone kobierce trawa najlżejsza i moje nieśmiertelne serce wszystko razem się łączy i jednako brzmi jak cisza żebyś mnie lepiej słyszał Do mamy Już wiem, dlaczego mimo wszystko stać mnie na rozwój skrzydeł dlaczego wstaję i spieszę póki czajnik gorący dziś chciałam Cię uścisnąć i znów nie wyszło... wstydzę się i onieśmiela mnie ten przypływ czułości kiedy zmęczona, zmarszczona leżysz pod swoim kocem patrzysz na zdjęcie męża który w niebie robi Ci miejsce.... ja mam Matkę jeszcze opiekunkę najświętszą opokę, światło i serce w jednych oczach mam twoje ręce dlatego jestem jak motyl beztroski wiatr xxxxx Cisza nic nie znaczy tylko wiatr między oczami kosmiczny ptak przefruwa jak żuraw Chcę Cię zobaczyć |