Galeria Poezji Małgorzaty Zakrzewskiej
A może nie? to był tylko taki sen chciałeś mnie ukrzyżować? na płótnie rozciągnąć przybić? usta zatkać pocałunkiem kiedy powoli zasycham na powieki kładziesz werniks sprawdzasz czy farba na udach nie będzie się kruszyć gdy z ramion wyrosną mi skrzydła Autoportret zasycham na płótnie zapachem twojego wzroku jeszcze raz namalowany portret zaczynał się od zegara wskazówki czyniąc nieuniknione przesuwają dłoń dokąd zmierza puszczają nogi w pogoń za wiatrem w kapeluszu gdy franciszka idzie na targ po dojrzałe pomidory na lewym ramieniu krzyża anioł pański podwija skrzydła czy wszystko co przewidziane wypadnie inaczej albo trochę inaczej z rachunku jaki robią wychodzi że jestem szczęśliwa teraz tylko światłem i cieniem trzeba to pokazać Bliskość ostrożność kroków budzi podziw nie tylko piachu pod butami kiedy idziesz obok wzrok jak mgła opada na moje włosy powoli podnosi z ziemi cienie osiada na zmarszczkach wokół ust geometria bliskości mierzy proporcje oddalenia eksterytorialną chwilą ciszy Ciekawość niełatwo chodzić po chmurach omijać kałuże błękitu ale mówisz że łatwo rzeźbić palcami kształt światła niełatwo dogadać się z samotnością deszczu gdy każda burza zbyt krótka ale mówisz że łatwo jej krople dodać do akwareli niełatwo zamieniać Twój wzrok na szybie na ścianie na schodach do ogrodu w spokojną taflą kamienia a jednak łatwo budzić szept ciszy na ustach moja ciekawość nawet językiem dotyka takich chwil czasami wydają się być zbyt krótkie by nazwać je wiecznością Elwirze słoneczniki jak cyrkle w szkole rysują żółte koła na niebie bawisz się nimi szczęśliwa pewno znalazłaś drogę do ulicy chirico zamieniając jej melancholią na wiecznośą na dźwięk odbijanej piłki odwracam głową echo letniego dnia toczy się do mnie Twoim spojrzeniem Niebyt spada we mnie wirująca przestrzeń wąwóz motyli sześć słońc dawno zgasłych świat tajemnic zbyt długich podróży żywej duszy wokół ja też nie wiem gdzie odeszłam |
Dzieciństwo ogień bez powietrza nie istnieje dzieciństwo bez kałuży od zieleni do żółci słonecznika od żółci do czerwieni jarzębiny od snu do jawy od marzeń do spełnienia był krok stawiany jak w tańcu klejnoty z żywicy o smaku słońca upał wylegujący się pod huśtawką? deszcz co pachniał najpiękniej po burzy a topole przy domu uskrzydlały przestrzeń proroctwa spisane na kolorowych liściach spadały szeleściły zwyczajne cuda małe było wielkim wielkie też Wielkim istniało też Słowo niezwykłe nieśmiertelne jak Czas Kiedy Byłaś mała kiedy byłam mała śnieg smakował letnim deszczem kiedy rosłam konsekwentnie zamieniał się w lęk dzisiaj kiedy siadam by o tym pisać ścieka na buty atramentem nie ma smaku Wielki Tydzień małych słów spowiadam się bogu i wam brzozy bielsze od innych z niehamowanej miłości do życia rozpaczy o świcie nadziei o zmroku pomyłek mądrości i mądrej głupoty spowiadam się tobie bliska i daleka z tęsknoty kroków nad rzeką do lasu spotkań gdy ciągle uczysz wracać by za chwilę znów odejść spowiadam się sobie z pociętych dróg z bycia byle jakim i jedynym bytem którym jestem spowiadam się z wielkiej ciszy chaosu istnienia moich grzechów które nazywam szczęściem Urwisko kiedy się budzę chcę się z tobą kochać ale brzeg łóżka to prawdziwe urwisko do kawy przez mostek chwiejny bo chwiejny ale jedyny – drugiego nie ma źle się wczoraj sprawowałam w marzeniach chmury jak nigdy i deszcz wielkimi kroplami w wodzie odbite wyjście z sytuacji kiedy go brak słyszę za sobą słowa że to nic innego jak ucieczka kiedy się budzę chcę się kochać z tobą nawet w nierozległym polu w oka mgnieniu skłonna jestem do ulegania emocjom by cię widzieć w labiryncie moich snów tak zwyczajnie jak na dłoni Mogę cię dotknąć? szukam cię kasztanowo na krawędzi cienia po drugiej stronie chłodu mogę cię dotknąć smakujesz jarzębinowo cierpko jak lekarstwo na wrzesień porankiem mgła opada powoli w sen bez pytania List Małgorzaty K. właściwie taka chwila to już wiersz nie wiem tylko - atrament czarny czy niebieski frazy które piszesz teraźniejsze czy przeszłe co w nich szeleści co płynie słowami w niezmienność o kim tam mowa - może o Ali co nie ma kota ale w zasięgu spojrzenia ma jezioro i niebo tylko pozornie bezchmurne na czole może pod twoją ręką zjawia się coś ważnego gdy z błahego powodu naklejasz na kopertą deszcz |